Poniżej znajdziesz kolejne wydanie newslettera, w którym polecam najlepsze sci-fi, jakie tylko znajdę.
Ogólnie o książce
Bromance – bliska, emocjonalna, nieseksualna relacja pomiędzy dwoma lub więcej mężczyznami, głębsza i bardziej intymna niż friendship (przyjaźń). Wikipedia 🔗
Andy Weir, autor „Marsjanina”, napisał bromance w kosmosie. A czyta się to jak hollywoodzki blockbuster.
„Projekt Hail Mary” to historia Rylanda Grace’a. To nauczyciel przyrody, który (prawie) samotnie ratuje Ziemię przed katastrofą.
Ziemi (a raczej Słońcu) zagrażają tzw. astrofagi. To obce mikroorganizmy, które pojawiają się w Układzie Słonecznym i dosłownie wysysają energię z naszej gwiazdy.
Astrofagi pomagają jednak też ludziom dotrzeć w głąb kosmosu, gdzie leży rozwiązanie problemu. Rozwiązania szuka też inna, obca cywilizacja. Grace znajduje w niej sprzymierzeńca.
Dlaczego to dobre sci-fi
„Projekt Hail Mary” zadowoli różnych odbiorców – zarówno nerdów, jak i fanów wartkiej filmowej akcji.
Główna oś to relacja między Grace’em a Rockym, przedstawicielem obcej cywilizacji, która też ma problem z astrofagami. Choć bohaterowie mają różne ciała, umysły mają podobne. Dzięki temu mogą nauczyć się nawzajem swoich języków i współpracować.
Wątek Kontaktu jest tu może mało oryginalny, ale pokazany z nieoczywistej strony. Weir mocno stawia na relacje między bohaterami. Stąd ten „bromance”. W połowie książki Rocky i Grace stają się wręcz ziomeczkami. Obcy uczy się sarkazmu, uczestniczy w brawurowej akcji pobrania próbek z obcej planety, a na koniec zbija z człowiekiem żółwiki (jedną z pięciu kończyn).
Raj dla nerdów… W „Hail Mary” jest sporo opisów eksperymentów, technikaliów i teorii. Choć dla fabuły liczy się głównie ich wynik, Weir często zatrzymuje się przy nich dłuższą chwilę, by dać upust wiedzy. I robi to dobrze. Dzięki temu nawet laik (jak ja) odbiera te fragmenty z przyjemnością.
…Ale niedoskonały. Tekst Weira gładko tłumaczy kwestie naukowe. Ale nie zawsze wyjaśnia z sensem założenia, na których buduje historię Kontaktu. Dlaczego rozwój obu cywilizacji przebiegł tak podobnie? Albo jakim cudem komunikacja Obcych opiera się na dźwiękach, a nie np. na telepatii? Te pytania zadają sami bohaterowie, jakby próbowali uprzedzić ew. zarzuty do autora. Ale hipotezy, które stawiają, są powierzchowne. W porównaniu do kwestii naukowych – nie zawsze zadowalają.

Jak to się czyta?
Ale spróbuj wybaczyć autorowi luki w założeniach. „Projekt Hail Mary” przyniesie Ci mnóstwo wrażeń, bo Weir pisze porywająco.
Rzadko używam tego słowa. Ale pamiętam np. fragment o pobraniu próbek atmosfery jednej z planet, który czytałem sobie na plaży. Nie mogłem się oderwać, a potem musiałem wejść do Bałtyku, by ochłonąć – tak to jest napisane.
Narrator pierwszoosobowy jest całkiem zręczny. O naukowych kwestiach opowiada przystępnie. Sceny opisuje obrazowo, konkretnie, przez co łatwo je sobie wyobrazić (choć retrospekcje wprowadza sztucznie). Gdy akcja przyspiesza, skraca zdania, śmiało korzysta z przerw akapitowych i zawiesza historię jak w serialowych cliffhangerach. Wzmacnia to dramaturgię i sprawia, że trudno się oderwać.
Niektórzy bohaterowie wydają się jednak trochę płascy. Śledzimy blisko relację Grace’a i Rocky’ego, ale reszcie brakuje głębi – Stratt, kierowniczka projektu Hail Mary, jest wszechmocna, ale nie do końca wiadomo, skąd się wzięła. Pozostali astronauci, towarzysze Grace’a, są najlepsi z najlepszych, ale stereotypowi – Rosjanka pijąca wódkę, honorowy, sztywny Chińczyk itd. Jakby wszyscy byli porządnymi ramami, ale autor wypełnił je farbkami plakatowymi.
Ale choć książka Weira nie jest doskonała, to wciąga i bawi. Może też dlatego, że nie traktuje się do końca poważnie. Grace często z siebie kpi, rzuca żartami, uchodzi z życiem z beznadziejnych sytuacji. A kliszowatość bohaterów przypomina trochę filmy o superbohaterach, którym wiele się wybacza, bo przecież chodzi tu o ratowanie świata.
Bo chodzi tu o balans. „Projekt Hail Mary” jest głęboka tam, gdzie powinna być (bromance z Obcym to coś zaskakującego, sporo czytamy o budowaniu relacji między cywilizacjami, mamy mnóstwo naukowego mięsa, niecodzienne podejście do wątku zmian klimatu…). A jeśli jest płaska, to tam, gdzie może sobie na to pozwolić. Mam wrażenie, że Weir znalazł złoty środek między powagą a żartem, między hard sci-fi a przygodówką.
I dlatego polecam Ci „Projekt Hail Mary” – bo jest duża szansa na to, że będziesz się przy niej świetnie bawić.
Przybijając żółwika
Maciek
Jeśli podoba Ci się ta książka, sprawdź kilka dalszych tropów:
no i szukam książki :)