Love-story w kosmosie, czyli „I’m waiting for you” Kim Bo-Young
Tę książkę ma zekranizować Denis Villeneuve
Ogólnie o książce
Piszę do Ciebie dziś tak naprawdę o dwóch opowiadaniach – „I’m waiting for you” oraz „On my way to you”. Oba składają się z listów dwojga narzeczonych, którzy spieszą się na własny ślub na Ziemi.
W książce podróże międzyplanetarne są codziennością. Ona wraca z Alfa Centauri, a On wskakuje na jeden ze statków, by zabić czas w oczekiwaniu na powrót ukochanej.
Loty obojga narzeczonych szybko się jednak komplikują, a ślub staje się coraz mniej prawdopodobny.
Narzeczeni starają się utrzymać kontakt, pisząc do siebie listy. Nawet jeśli tracą pewność, czy korespondencja dochodzi – nie przestają. Dają nadzieję na odpowiedź i przestrzeń do opowiadania historii.
Dlaczego to dobre sci-fi?
Listy tworzą atmosferę intymności, Bo-Young na pierwszym miejscu stawia relację między narzeczonymi. Podróże międzygwiezdne i przyszłość Ziemi są raczej w tle (choć dzieje się tam sporo).
Komplikacje podróży wynikają z teorii dylatacji czasu. Gdy bohaterowie podróżują z prędkością światła, „ich” czas płynie wolniej niż ten na Ziemi. Każda podróż to więc „skok w przyszłość” planety.
Przyszłość Ziemi jest tu dystopijna. Dzięki „skokom w czasie” możemy podglądać zmiany jak na zdjęciach pstrykanych co kilkadziesiąt lat. Widzimy początkowy rozwój ludzkości, a potem skutki zmian klimatu, terroryzm, wojny…
Podróże międzygwiezdne bohaterów też są trudne. Narzeczony podróżuje samotnie. Gryzie piach (dosłownie) na posklejanym taśmą mikrostateczku. Narzeczona trafia na statek, który ratuje grupę rozbitków i przepełnia się ludźmi, a tam – człowiek staje się człowiekowi wilkiem, ludzie tracą rozum.
A jednak… ta książka nie jest smutna. Wzruszająca, ale w serdeczny sposób. Uśmiechasz się, ale w oczach łezki. Listy opowiadają o wyzwaniach, jasne, ale punktem wyjścia wciąż jest uczucie do ukochanego/ukochanej. Miłość, tęsknota, ale też nadzieja – na odpowiedź, na spotkanie, na ślub w kościele.
Miłe jest to, że narzeczeni nie przestają pisać, nawet jeśli nie wiedzą, czy listy dochodzą; nawet jeśli czują, że ktoś trzeci je czyta po drodze. I nawet jeśli nie dostają odpowiedzi – sam akt pisania jakby utrzymuje ich przy życiu.
Ciekawy jest też wątek HUN, sztucznej inteligencji, która towarzyszy narzeczonej. HUN jest jej partnerką w rozmowach. Przyznaje, że została stworzona na podstawie osobowości prawdziwego człowieka. Symbolicznie staje się też jedyną postacią przyjazną bohaterce, która mieszka na statku wypełnionym ludźmi.

Jak to się czyta?
Listy są krótkie i treściwe. Skokowy rytm narracji pomaga uniknąć dłużyzn w opowiadaniu historii Ziemi i narzeczonych.
Tę książkę łykniesz w jeden wieczór lub dwa. Jest też ponoć świetna jako audiobook – ja akurat nie lubię tej formy, ale może Ty się skusisz, jest nawet na Storytelu (chętnie przeczytam, jak Twoje wrażenia).
Forma listów jest ciekawa – nie dlatego, że jest odkrywcza dla sci-fi czy literatury w ogóle, ale dlatego, że jest praktyczna. Daje przestrzeń i na wątki hard sci-fi, i wątki obyczajowe, nie gubiąc ich głębi.
Czytając te listy, czułem się też trochę jak… podglądacz? Jakbym łamał ich tajemnicę korespondencji. Narzeczeni zresztą sami wspominają, że ktoś chyba czyta ich teksty – dobrze jednak, że zostawiają to w niedopowiedzeniach.
I na koniec… Wiesz, że te mikropowieści były prezentem dla faktycznej pary? Jeśli wierzyć posłowiu autorki, zgłosił się do niej jeden z fanów – prosił o napisanie tekstu, który mógłby odczytać ukochanej i poprosić ją o rękę. Zadziałało.
Późniejszy tekst, pisany z perspektywy narzeczonej, autorka miała dopisać później, jako prezent dla – już wtedy – żony.
Wydawca dorzucił do książki nawet wrażenia z lektury obojga zakochanych (co ciekawe, mieli odczytać ją zupełnie odwrotnie).
Posłowia są kropką nad „i” tego pomysłu na powieść. Na kolejnych kartkach znajdziesz obok siebie dystopijne wizje przyszłości oraz romantyczne westchnienia w kierunku kosmosu – i wcale nie zgrzytasz zębami. Jakimś cudem to działa.
I ponoć nad ekranizacją pracuje Denis Villeneuve. Sprawdzaj, zanim książka zrobi się modna.
Z pozdrowieniami
Maciek

PS
Pozostałych opowiadań w tym zbiorze już nie polecam. Zupełnie się od nich odbiłem.
PPS
Trochę się u mnie dzieje prywatnie, dlatego wysyłam newsletter o innej godzinie niż zwykle. Przy okazji testuję, czy to coś zmienia w odbiorze :-)
Skąd właściwie autorzy sci-fi biorą pomysły? [Skojarzenia #5]
Posłowie w "I'm waiting for you and other stories" daje unikalny wgląd w historię powstania opowiadań. Jakie jeszcze sci-fi z posłowiem warto sprawdzić?
Nie czytałam, dzięki za rekomendację :-) Ale swoją drogą to jest ciekawa kwestia warsztatowa: żeby w utworze sci-fi uruchomić tak klasyczną strukturę, jak powieść epistolarna. I mam wrażenie, że tego typu zabiegi generalnie dobrze działają, bo pozwalają, przez odwołanie do "starego", oswoić to radykalne "nowe", które jest ich treścią. No a z tego co piszesz wynika, że wątek trzymania się "starego" - relacji, tożsamości, uczucia, etc. - jest tu w ogóle tematem fabularnym. To fajne, choć z drugiej strony chyba poznawczo wolałabym wiedzieć, jak wygląda tożsamość osoby radykalnie odmiennej (na przykład za sprawą technologii) niż my sami. Tylko to jest oczywiście trudniejsze do napisania a ryzyko, że jako czytelnicy nie nawiążemy z taką postacią żadnej relacji jest spore.
Oooo :)