Cześć,
warto pisać do nieznajomych na Instagramie. Zwłaszcza jeśli lubisz ich twórczość, ale w sumie masz parę pytań.
Z mojego niewinnego DM’a do Magdaleny Salik – autorki “Płomienia” (2021) i “Wścieku” (2024), bardzo dobrych powieści sci-fi – wyszła rozmowa, którą przesyłam Ci poniżej.
Mam nadzieję, że ten wywiad sprawi Ci tyle samo zajawki co mnie! Newsletterowi Good Sci-Fi Book Club stuknął już kwartał, więc to chyba dobry czas na pierwsze wydanie specjalne.
Z pozdrowieniami
Maciek
Czego się dowiesz z tego wywiadu?
Jak pisać sci-fi, by nie dogoniła go rzeczywistość?
Dlaczego “Wściek”, nowa książka Magdaleny Salik, najpierw miała dziać się w 2060 roku, a finalnie dzieje się w 2040?
Czy zdaniem polskich pisarzy sci-fi w Polsce może przydarzyć się drugi Lem?
PS
Linkuję w paru miejscach do sklepu wydawnictwa Powergraph, które wydaje “Płomień” i “Wściek”. Nie czerpię z tego profitów. Warto kupować bezpośrednio u wydawców :)
Good Sci-Fi Book Club: “Płomień” miał premierę w 2021 roku. Jak oceniasz odbiór książki?
Magdalena Salik: Zaskoczył mnie pozytywnie. Niepokoiłam się, bo projektowałam “Płomień” tak, by trafić zarówno do fanów science-fiction, jak i do czytelników tzw. głównego nurtu. Mając na uwadze tych drugich, świadomie nie korzystałam z wielu narzędzi SF-owych (motywów, scenografii, gadżetów), które znamy z klasyki gatunku. One zwykle są po coś, fani SF to wiedzą, ale czytelnicy głównego nurtu mogliby ich nie zrozumieć.
“Płomień” przeleżał też w szufladzie prawie trzy lata, czekając na znalezienie wydawcy – potwierdzało to moje pierwotne obawy, że książka zaprojektowana dla wszystkich, w rezultacie może nie trafić do nikogo.
Na szczęście się myliłam, odbiór książki był i jest pozytywny. Ludziom spoza kręgu miłośników SF “Płomień” też się podobał. Doskonale wyłapali, o co w nim chodzi.
O co więc chodzi w “Płomieniu”? Z jednej strony Evelyn Brin rozpracowuje etyczne skutki tzw. “wariantu drugiego”, czyli technologii mapowania umysłu. Z drugiej strony co chwilę czytamy o skutkach kolonizacji planety, na którą ma polecieć “Płomień”.
M.S: Terraformacja [zmiana warunków na planecie za pomocą technologii — przyp. red.], to ważny wątek dla fabuły, ale nie główny. To jest jeden z motywów, które chciałam umieścić, by książka mogła być czytana jak SF.
Ale nie odpowiem na pytanie, o czym jest “Płomień”. To, co chciałam wyrazić, zawarłam w formie finału książki – i specjalnie mówię o formie, bo nie pisałam wprost, jak zrozumieć fabułę.
Spytam więc z innej strony. Zespół Evelyn Brin w pewnym momencie pracuje nad stworzeniem wirtualnych rzeczywistości, w których mają “żyć” zmapowane umysły. Czy Magdalena Salik chciałaby dołączyć do takiego zespołu?
M.S: To trudne pytanie, bo autorka jest po części w każdym z bohaterów, a nie w jednym konkretnym... [zastanawia się] Gdybym dołączyła do zespołu Evelyn, pewnie myślałabym podobnie jak ona. Może nie zgadzam się z nią w ocenie roli Alberta Townsenda w projekcie “Płomień” – skomplikowałam jej trochę sprawę, dodając wątek romansu – ale ogólnie poglądy Evelyn byłyby mi bliskie.
Dla mnie w pracy tego zespołu najważniejsze było inne pytanie: czy technologia może sprawić, że zatracimy to coś, dzięki czemu nazywamy się ludźmi? To główne pytanie książki. I odpowiadam na nie w formie, jaką przybiera finał.
A co myślisz o kolonizacji planety, na którą leci “Płomień”? W jednym fragmencie czytamy wprost, że:
“obce formy życia na Lodowej Ziemi będą się musiały przystosować do warunków, które chcemy stworzyć tam dla siebie” (s. 87)
Czy faktycznie mamy prawo naginać kształt obcych planet do swoich potrzeb?
M.S: Absolutnie nie. Ale takie mamy podejście. Widać to w tym, co pozwoliliśmy sobie zrobić z Ziemią, na której żyjemy.
Gdybyśmy mieli napęd, który pozwoliłby nam dolecieć do którejś z planet nadających się do zamieszkania – a odkryliśmy ich już ponad 5,5 tys. – mało kto by się zastanawiał, co można, a czego nie można z nią zrobić.
Ciągle patrzymy na otoczenie jak na rezerwuar zasobów. Trudno się na to obrażać. To ewolucja wykształciła w nas potrzebę poszukiwania najlepszego miejsca do życia.
Tyle dobrego, że umiemy jakoś nazwać nasze podejście. I dostrzec problemy, jakie generuje.
Czy jakiś obszar naszego świata został dogoniony przez świat z “Płomienia”?
M.S: Pewnie jesteśmy stosunkowo blisko znalezienia planety, która będzie położona w kosmosie niedaleko i na której dałoby się zamieszkać. Gdy to się stanie, znajdziemy się na pierwszych stronach “Płomienia”. Być może właśnie teraz ktoś pisze już pracę naukową o takim globie.
Ale główny wątek technologiczny w książce – mapowanie umysłu, emulowanie go w komputerze – to czysta fantastyka naukowa. Specjalnie go tak wybrałam. Chodziło o to, by wziąć czysto abstrakcyjny koncept, który można sobie pooglądać z różnych stron i sprawdzić, co robi z nami, z naszą etyką i moralnością.
Gdy piszesz sci-fi, czy jakoś zapobiegasz temu, by książka się nie zestarzała?
M.S: Gdy pisałam “Płomień”, wiedziałam, że jest spora szansa na odkrycie planety, która będzie nadawała się do zamieszkania. Ale wiedziałam też, że do mapowania i emulowania umysłu w maszynie jeszcze nam daleko. Podobnie z napędem, który umożliwi nam podróże do innych gwiazd. Dlatego skupiłam się na tych motywach.
Gorzej było we “Wścieku”, w mojej najnowszej książce. Podczas pisania dosłownie ścigałam się z czasem. Finalnie fabuła ma miejsce w 2040 roku, gdyż punktem wyjścia jest roztopienie się letniego lodu w Arktyce. Gdy zaczynałam pisać, umieściłam akcję w 2060 roku. W połowie pisania przeniosłam go do 2050 roku, a gdy kończyłam – “cofnęłam” go o kolejną dekadę. Wystarczyło czytać kolejne informacje o zmianach klimatu. A i tak moim zdaniem to zdarzy się wcześniej niż w 2040 roku.
W “Płomieniu” specjalnie wybrałam abstrakcyjny motyw przewodni. We “Wścieku” sprawdzam, czy da się napisać fantastykę naukową w oparciu o bieżące sprawy. Przy tym w obu przypadkach szukam też uniwersalnych tematów, które się nie zestarzeją.
Jak trudno pisze się książkę ze zmianami klimatu w tle? Wielu autorów np. fabularyzuje raporty naukowe, co wychodzi nieciekawie.
M.S: Mi wyszedł thriller, o czym dowiedziałam się od swojej redaktorki Elżbiety Żukowskiej [śmiech]. Nie planowałam “Wścieku” w taki sposób. Forma nowej książki jest moją reakcją na odbiór “Płomienia”. Skoro czytelnicy mówili, że przez większość książki nic się nie dzieje, to pomyślałam sobie “no, to teraz będzie się działo dużo i to od samego początku” [śmiech].
Wymyślam swoje książki od finału. Finał we “Wścieku” wymusił narrację pierwszoosobową. Między innymi dlatego w najnowszej książce jest dużo akcji. W efekcie mamy thriller SF z mocnym wątkiem katastrofy klimatycznej.
Ale gdy ktoś przeczyta zakończenie “Wścieku”, zrozumie, że zmiany klimatu są tu środkiem, a nie celem. Nawet jeśli emocje bohaterów, które generuje ten wątek, mocno oddziałują na czytelników, to końcówka “Wścieku” jest typowo SF-owa.
Wróćmy na koniec do odbioru “Płomienia”. Książka dostała wszystkie najważniejsze nagrody SF w Polsce. Czy te wyróżnienia pomogły jej wyjść z gatunkowej bańki, czy ją w tej bańce zamknęły?
M.S: Nagrody SF bardzo pomogły “Płomieniowi”. Tak naprawdę to od nich zaczęło się życie tej książki. Wciąż się ją czyta, ludzie przychodzą do mnie po autografy. Dlatego też dziś o niej rozmawiamy.
Taki sam efekt zajdzie, mam nadzieję, w przypadku “Lagrange’a” Istvana Vizvary’ego. Ta książka zdobyła w 2024 roku wszystko, co było w fantastyce do zdobycia w Polsce.
Ale wciąż mówimy tu chyba o popularności wśród fanów gatunku, a nie czytelników głównego nurtu. Według raportów Biblioteki Narodowej fantastykę i science-fiction czyta raptem 10-12% badanych, a i tak chyba zawyżają to King czy Sapkowski. Może te nagrody SF trochę jednak zamykają?
M.S: Nie użyłabym słowa “zamykanie”, a “pozostawanie”. Fani SF nie trzymają specjalnie najlepszych książek kurczowo przy sobie. Bardziej nie mamy narzędzi, dzięki którym nasze książki mogłaby wyjść poza popularność gatunkową.
Ale to trochę rozmowa o rynku książki w Polsce. Jeśli weźmiemy czytelnika SF w Polsce, to jest duża szansa, że porozmawiamy z nim o każdej dobrej książce, także z głównego nurtu. W drugą stronę już niekoniecznie to tak działa – z czytelnikiem głównego nurtu nie zawsze pogadamy o fantastyce naukowej.
Mam wrażenie, że o SF mało się mówi poza branżą. Weźmy teraz Istvana i jego “Lagrange’a”. To chyba najlepsze, co się zdarzyło w polskim SF od lat, a w głównym nurcie prawie nikt się o tym nie zająknął. Wypatruję tego z ogromną nadzieją, bo książka na to zasługuje.
Czy sposób na przedarcie się z SF do głównego nurtu to wasz Święty Graal?
M.S: Nie sądzę. Każdy, kto pisze SF w Polsce, wie, jak wyglądają realia: ile można sprzedać, kto się zainteresuje, co można wygrać.
Ale pytam czasem kolegów po fachu: czy drugi Lem byłby dzisiaj możliwy? Wszyscy mówią, że raczej nie. Że dzisiaj nikt by go nie zauważył.
Lem zaczynał od “Astronautów”, których dziś pewnie nikt by mu nie wydał, a jeśli tak, to po paru latach szukania wydawcy. Byłby to czas zmarnowany, który Lem mógłby poświęcić na pisanie kolejnych książek. Łatwo się zniechęcić.
Ale żyjemy w zupełnie innych czasach niż Lem. Dzisiejszy rynek jest znacznie bardziej rozdrobniony niż wtedy, gdy pisał.
A co odpowiada Magdalena Salik? Czy drugi Lem jest możliwy?
M.S: Jakby się bardzo zawziął, to tak. Musiałby mieć jednak duże wsparcie w bliskim otoczeniu. Środowisko pewnie by go szybko zauważyło. Tylko czy to by mu wystarczyło?
Jacek Dukaj od paru lat niczego nowego nie wydał. Powodów mogę się jedynie domyślać, może oddźwięk książek był dla niego za słaby? Teraz Dukaj zajmuje się działalnością biznesową. Może kręci go już coś innego niż science-fiction.
O rozmówczyni
Magdalena Salik – polska pisarka fantastyki naukowej, dziennikarka. W 2022 roku jej powieść “Płomień” została nagrodzona Główną Nagrodą Literacką im. Jerzego Żuławskiego oraz Nagrodą im. Janusza A. Zajdla. Również w 2022 roku została wyróżniona Nagrodą im. Macieja Parowskiego, w ramach Nagród "Nowej Fantastyki".

