🤖 Szykuj bunkier (albo nie), czyli „Przyszłość” Naomi Alderman
A gdyby tak preppersi weszli do mainstreamu
Hej!
Newsletter Good Sci-Fi Book Club wychodzi ostatnio trochę rzadziej (co miesiąc), bo stabilizuję sobie właśnie żyćko po narodzinach córki 👶
Gdy więcej czasu spędzam z rodziną, mam go mniej na promocję newslettera. Dlatego tym bardziej cieszy mnie każdy nowy subskrybent. Witaj, jeśli czytasz pierwszy raz! Pamiętaj, że listę książek, które Ci polecam, zawsze znajdziesz w archiwum.
Ale usypiając dziecko na rękach, dalej można czytać książki 📚 Dlatego dziś chciałem Ci polecić jedną z lepszych, jakie ostatnio wpadły mi w ręce.
Jeśli tech-giganci budują sobie schrony na rajskich wyspach, to czy wiedzą o końcu świata więcej niż my? Pewnie nie.
Ale przynajmniej dzięki nim Naomi Alderman napisała świetną „Przyszłość”, od której nie mogłem się oderwać.
O czym to jest: W okolicy lat 30. XXI wieku świat przypomina nasz własny, tylko po podkręceniu regulatorów.
Nierówności – pogłębione, klimat – w rozsypce, tech-giganci – silniejsi niż kiedykolwiek.
Choć wszystkim wydaje się, że świat zmierza ku upadkowi, asystentka potężnego tech-CEO i influencerka survivalowa tworzą grupkę wywrotowców, która znajduje inne wyjście.
O kim to jest: Śledzimy tu głównie świat elit technologicznych, które narratorka przedstawia w mocno krytycznym świetle.
Główne bohaterki, Lai Zhen i Martha Einkorn, to tak hipnotyzująco pełnokrwiste postacie, jakich dawno nie widziałem. W dodatku są splecione miłosną, pełną napięcia relacją.
Mamy tu też troje ciekawych tech-gigantów (którzy kojarzą się z szefami Mety, Amazonu i tym podobnych firm). Myślą, że dzięki swojej władzy mogą poznać przyszłość świata i dzięki temu uchronić się przed jego nieuchronnym końcem. W końcu, jak twierdzą, sami tę przyszłość kreują. „Jedyny sposób, żeby znać przyszłość, to przejąć nad nią kontrolę”.
Co się dzieje: To thriller, więc dzieje się sporo, a akcja skacze po świecie (trafia nawet do Europy Wschodniej).
Ostrzegam przed wielowątkowością, ale zachęcam Cię do uważnego czytania. Warto, bo narratorka splata większość nitek w całość, od której trudno się oderwać.
To też taka książka, w której motyw znany od początku (koniec świata), okazuje się czymś zupełnie innym, niż myślisz.
„Przyszłość” to dobre sci-fi, bo:
Futurystyczne dekoracje czemuś służą.
Skoro świat ma się zaraz skończyć, to preppersi trafiają do mainstreamu.
Główną bohaterką jest influencerka, która zdobywa followersów, opowiadając np. o 10 najlepszych sposobach na przeżycie katastrofy. Mamy też inteligentne skafandry/egzoszkielety, które pozwolą przeżyć w każdych warunkach, oraz AUGR, czyli asystenta AI, który analizuje internet w poszukiwaniu wczesnych oznak zagrożeń – czyli także końca świata.
Spod błyszczącego opakowania elektroniki użytkowej widać jednak ponurą obserwację, że ludzkość potrafiłaby skomercjalizować nawet strach przed zagładą.
Książka nie ma Cię za głupka.
Książka Alderman jest zbudowana na tezie, że świat staje na krawędzi upadku, bo władza (technologia, pieniądze…) jest w rękach niewłaściwych osób. Teoretycznie, jeśli im ją odbierzemy i przekażemy we właściwe ręce, wszystko powinno się odwrócić.
Ale to chyba jasne, że to tak nie działa. Dlatego „Przyszłość” nie mówi tego wprost, tylko poświęca sporo miejsca na ekspozycję grupki wywrotowców, która ma odebrać władzę tech-gigantom i zapobiec końcu świata.
Dzięki temu widać, że nie zawsze jest oczywiste, czyje ręce będą tymi właściwymi. I dlaczego.
Trudno się od tej książki oderwać. „Przyszłość” jest w sam raz na zbliżające się wakacje (i nie tylko).
Z pozdrowieniami
Maciek
Szukasz czegoś innego?
Sprawdź parę książek, które polecam:
Cześć, wielkie gratulacje z okazji narodzin córeczki! To dopiero science fiction, co? :-)
(uwaga, spojlery)
Ja właśnie skończyłam Alderman; czytałam też poprzednią, "Siłę", i chyba "Przyszłość" bardziej mi się podobała (piszę "chyba", bo "Siła" była dawno i już tak dobrze nie pamiętam). W każdym razie:
- fakt, że wciągające i trudno się oderwać
- na okładce z tyłu jest niezły spojler - "zuchwałe porwanie", poważnie?
- Ale: moim zdaniem w chwili gdy się okazuje to, co się ma okazać, książka traci impet i jakoś się rozłazi. Autorce dużo miejsca zabiera opisanie co i jak się działo, kto co wiedział i czego nie wiedział, akapity z opisami sielanki ogólnoświatowej brzmią jak słaba publicystka, a nie jak dobra literatura. Trochę jakbym czytała zakończenie "Testamentów" Atwood, z rozwiązaniem wszelkich problemów za pomocą jednego prostego spisku ;-) i pomnikiem ku czci bohaterów. Tak, wiem, że potem też coś jest, ale to już w ogóle na siłę - w moim odczuciu.
Notabene wiem, że Atwood jest mistrzynią Alderman (por. wątki z zakończeniami pisanymi z perspektywy jeszcze dalszej przyszłości), ale akurat "Testamenty" to słaba książka.
W sumie może jednak trochę zazdroszczę rozwoju wypadków ;-) bo najwyraźniej krewni i znajomi Muska, Zuckerberga i innych nie mają takich pomysłów jak Alderman, a perspektywy naszej przyszłości, nakreślone przez nią (niestety moim zdaniem bardzo przekonująco), wyglądają raczej ponuro.
Pozdrawiam, mimo to, optymistycznie!